10 listopada 2015

VIII


Z dedykacjami dla najlepszego krytyka <3

Pratz?
Spojrzałem na Iwakurę pytającym wzrokiem.
- Kto to?
- Pratz. Powiedzmy, że jest utrapieniem całej jej rodziny - wyjaśniła blondynka, ale niewiele mi to dawało. Trudno.
- A... Ta kaczka? - wskazałem głową dużego, żółtego ptaka, przez którego czułem się jak idiota. Nie móc wygrać z głupią kaczką...
- Technika przywołania? Kaczka-ninja.
To było dziwne, nawet bardzo.
- Czego chcesz? - spytała Ryu po dłuższej chwili złowrogiego milczenia i patrzenia sobie w oczy. Atmosfera robiła się gęsta.
- Tego co zawsze - odpowiedział spokojnie.
Nie wiem o co chodzi, ale i tak z jakiegoś powodu czułem, że to się źle skończy.
Spróbowałem wstać, jednak nadal byłem osłabiony, zdenerwowany, więc skończyło się to tym, że dalej siedziałem na ziemi.
Nosz kurwa! Serio w takim momencie?!
Nagle Ryu zniknęła mi z oczu, a Satsuki i ja zostaliśmy sami z tym całym Pratzem oraz jego kaczką. Blondynka szybko zareagowała, dzięki czemu udało nam się bezpiecznie wykonać odwrót taktyczny. A łysy nawet nie próbował nas powstrzymać.
Ukryliśmy się na najbliższym drzewie. Zbyt dobra kryjówka to to nie była, ale lepsza niż nic.
- Pogięło cię?! - zapytałem rozzłoszczony.
- Lepiej się nie mieszać - odpowiedziała.
- Do czego niby się mieszać?! Hirumi zniknęła, my zwialiśmy, a ten koleć teraz może nam uciec, lub co innego.
- Pracuję z nią dłużej niż ty, więc wiem co robić. Tylko byśmy jej przeszkadzali. Zobacz, ty jesteś ranny i nawet na nogach ustać nie możesz, jak chcesz z nim walczyć?
Nie odpowiedziałem jej na to pytanie. Zamiast tego wlepiłem wzrok w miejsce, z którego blondynka mnie zabrała.
Teraz znowu stała tam brunetka, z kolei mężczyzna w płaszczu nie ruszył się ani odrobinę.
Co?
Przecież zniknęła. Ale po co? A może... Może to było kolejne genjutsu? Pewnie tak. Tylko po co marnowała je na mnie?
- Ej...
- Hmm?
- Mnie się tylko zdawało, że ona zniknęła, nie?
- Tak. Albo chciała sprawdzić, czy nowe genjutsu działa i ty zostałeś obiektem doświadczalnym... W sumie jak mi teraz o tym mówisz, to tłumaczy dlaczego stwierdziłeś, że ona zniknęła.
W pewnym momencie brunetka skoczyła w kierunku przeciwnika.
Ten zrobił krok w bok, a z kieszeni ubrania wyciągnął jakiś mały przedmiot. Po bliższym przyjrzeniu się stwierdziłem, że jest to grzybek. Najzwyklejszy grzybek. Przynajmniej tak myślałem do momentu, gdy zmienił się on w miecz.
Wpatrywałbym się dalej w ten fenomen, gdyby nie to, że łysy zrobił wielki zamach i zaatakował Ryu. Ta na szczęście zablokowała go kataną przyciskając wolną dłoń do klingi, względnie równoważąc w ten sposób działające na broń siły. Jednak z trudem utrzymywała się takiej pozycji. Miecz Pratza wyglądał na ciężki, dodatkowo wciąż napierał nim na broń dziewczyny.
Mężczyzna wykorzystał okazję i podkosił dziewczynę, a raczej spróbował to zrobić, ponieważ ta jakimś cudem podskoczyła i kopnęła go w brzuch. Większego wrażenia to na nim nie zrobiło. Stał dalej, a brunetka wylądowała na ziemi. postanowił skorzystać z tego, że ma przewagę, dlatego ponownie zaatakował, a ona znów blokowała. Teraz do akcji wkroczyła kaczka. Wykorzystała tę samą technikę co na mnie. Tę z atakującymi piórami. Raniły brunetkę, ale wyglądało na to, że znosi je całkiem dobrze.
Nagle, z jakiegoś powodu mężczyzna z nieruchomiał, by chwilę później zacząć wywijać ostrzem na wszystkie możliwe strony. Hirumi jakoś, nie wiem jak, wykonała technikę przywołania, sprawiając, że pojawił się ogromny, czerwony smok, który ją zasłonił, tym samym chroniąc przed atakami kaczuchy. Swoją drogą, traktował je jak jakiś pyłek, który po prostu sobie jest.
Gad spojrzał na znacząco na ptaka, lecz ten nie przestawał, a jedynie zwiększył ilość i siłę piór. Smoczysko, w odpowiedzi na to, otworzyło paszczę, potem zionęło ogniem. A z Pana Kaczki nic nie zostało.
- Kurcze pieczone... - powiedziałem.
- Nie wyszedł ci ten żart, tak jakoś - odparła blondynka szukając czegoś w sakiewce.
Spojrzałem znowu na walczących. Ryu stała na grzbiecie krążącego nad mężczyzną smoka.Z jakiegoś powodu dociskała dłoń do lewego ramienia. Czyżby dopiero teraz odczuła skutki ataku kaczki?
Pratz stał i z wrednym uśmiechem patrzył w górę. Zapewne na brunetkę. Jednocześnie ułożył dłonie do jakiejś pieczęci.
Spojrzałem na jego grzybowy miecz. Klinga ociekała krwią. Znów skierowałem swój wzrok ku dziewczynie. Była blada, a z każdą kolejną chwilą wyglądała coraz gorzej.
W pewnym momencie musiało być już tak źle, że straciła przytomność. Zaczęła spadać, a gad z niewyjaśnionych przyczyn zniknął.
Cholera. Jeśli ona faktycznie jest nieprzytomna, to zginie od samego upadku.
Bez zastanowienia pognałem w kierunku wciąż uśmiechającego się faceta.
Zaatakowałem go, niespecjalnie interesując się tym, jakie techniki miał w zanadrzu. Iwakura zdążyła złapać spadającą przyjaciółkę w locie, po czym położyć ją na ziemi, kawałek dalej. Następnie przyłączyła się do walki.
Po dłuższych zmaganiach z jego grzybnymi technikami zmusiliśmy go z Satsuki do odwrotu. Dodatkowo, podczas walki ułamał się kawałek jego miecza, który krasnal zabrał ze sobą, by go zbadać.
Zanieśliśmy poszkodowaną do domku, gdzie blondynka zaczęła opatrywać rany brunetki, a gdy już to zrobiła zbadaliśmy fragment grzyba. Okazało się, że miał jakąś taką właściwość, że przy zetknięciu z ludzką skórą wydziela jakąś truciznę. A, że Hirumi ma ramię rozcięte, to dostała się ona do jej krwiobiegu. powodując u niej różne zaburzenia, których powtórzyć za Iwakurą nie potrafię. Niby tylko pierwszy kontakt z tym wywołuje tak drastyczne reakcje, a potem działanie trucizny znacznie zwalnia i powoli cię zabija. Sprytnie opracowana trutka. Orochimaru byłby dumny.
- Jedno z nas musiałoby z nią zostać - zaczęła. - A drugie będzie biegać za ziołami, które będą mi potrzebne do antidotum.
- Ja poszukam tego zielska - odpowiedziałem, wstając z podłogi, na której dotychczas siedziałem.
Blondynka pokiwała w odpowiedzi głową, po czym szybko sporządziła listę wszystkiego co jest jej potrzebne, dodatkowo dzieląc składniki na te, które mogę kupić na wioskowym targu, a za którymi będę musiał pobiegać gdzie indziej. Przy okazji wyjaśniła mi, które zielsko rośnie w jakich miejscach i jak wygląda.
Działałem szybko, najszybciej jak tylko mogłem. Liczyła się teraz każda minuta, każda sekunda. Moje cenne informacje nie mogą od tak przepaść.
Bez większych problemów wszystko odnalazłem czy też kupiłem, a następnie zaniosłem Krasnalowi.
- Idę coś sprawdzić - powiedziałem pod wieczór, gdy dziewczyna kończyła szykować lekarstwo. Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Mam nadzieję, że Madara nie zmasakruje mnie na miejscu, tylko dlatego, że trochę się spóźnię..
* * *
Gdy wspominałem wydarzenia dzisiejszego dnia, w tym rozmowy z Uchihą i spólką, Ryu zaczęła coś mamrotać przez sen. Nie dość, że śpi z otwartymi ustami, to jeszcze wydaje z siebie dźwięki.
Spojrzałem na nią i lekko szturchnąłem dłoń.
- Hirumi? - spytałe nieszczególnie spodziewając się odpowiedzi.
Po chwili usłyszałem jej cichy szept, wypowiadający moje imię.

22 września 2015

VII

Żeby problemów ze zrozumieniem oraz hejtów nie było, informuję: to co zostanie opisane w tym i następnym rozdziale dzieje się między przemyśleniami Suigetsu, a jego wieczorną rozmową z Madarą, co było w poprzednim chapterze. Pojawiają się też nowe postacie, do których stworzenia zainspirował mnie mój ulubiony krytyk - Pratz - podczas jednej z naszych rozmów.

Zastanawiając się dalej, dlaczego nie uciekłem od razu, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja, siedziałem na dachu latarni morskiej. W pewnym momencie usłyszałem dosyć głośny huk. Kiedy odwróciłem się w kierunku wioski, skąd do moich uszu doszedł dźwięki, zobaczyłem dyn unoszący się ponad budynkami. Czyli w końcu coś się wydarzy.
Zaciekawiony, czy raczej zmuszony do tego by wykonywać misję, udałem się na miejsce, z którego wydobywało się najwięcej dymu. Ktoś zaatakował wioskę?
Gdy dotarłem na miejsce zobaczyłem rozwaloną chatkę jednego z mieszkańców, kilku rannych i zbliżającą się Ryu. Żadnych ofiar śmiertelnych, innych ninja, czy Krasnala.
- Co się stało? – zapytałem jednego z gapiów.
- Panie, cisza była jak zawsze i tu nagle takie BUM! Huk, panie, był taki, że słów brakuje. Chociaż kogo to dziwi. Dziwna rodzina.
- Dziwna? Dlaczego? – spytała Hirumi, która zdążyła już tutaj dotrzeć.
Mężczyzna, którym był nasz rozmówca, spojrzał na dziewczynę zdumiony. Przecież, jak ona mogła nie wiedzieć czegoś tak oczywistego, jak to, że rodzina normalna nie była.
Przyjrzałem mu się. Młody, dobrze zbudowany. Choć nie tak dobrze, jak ja… Ekhem, wracając. Podobnie jak Ryu, miał czarne włosy, a koloru oczu się nie dopatrzyłem, przez to, że stałem na dachu. W każdym razie, wyglądał normalnie, ale mimo wszystko coś mi w nim nie pasowało.
- Pani pyta dlaczego dziwna? O ło bosz… - Zaczął machać rękoma. – Pan domu lubi eksperymentować z materiałami wybuchowymi. Żona jakaś taka nawiedzona jest, a dzieciaki codziennie okradają ludzi grając z nimi w karty, albo latają do kasyna w najbliższym mieście.
- Dzieci uzależnione od hazardu? – zapytałem zdziwiony.
- Też jesteś dzieckiem – powiedziała Hirumi, a ja nie nie zrozumiałem do czego piła.
- Mam prawie dwadzieścia lat...
- Ale nadal jesteś dzieckiem swoich rodziców.
Dopiero po chwili dotarło do mnie o co jej chodziło. Fakt, są dorośli ludzie mieszkający z rodzicami.
- Zabierz rannych z budynku – powiedziała spokojnie, formując przy tym pieczęci do jednej z technik.
Wykonałem jej polecenie i chwilę później znów byłem na dachu. Z tą różnicą, że obciążony dwójką ludzi.
- Nikogo więcej nie ma? – spytała patrząc na mnie kątem oka. W odpowiedzi na jej pytanie pokręciłem głową.
Chwilę później byłem świadkiem odzierania z godności Techniki Wodnego Pocisku.
Zaraz po tym, jak zaprzeczyłem jej wątpliwościom, z ust dziewczyny wydobyła się duża ilość wody, którą postanowiła ugasić pożar. W ten oto sposób wspomniana technika stała się czymś, z czego mogliby zacząć korzystać strażacy.
- Nie wydaje mi się, by ta technika została stworzona w tych celach – powiedziałem przystępując z nogi na nogę. Położyłem przy tym rękę na biodrze i uśmiechnąłem się do kunoichi.
- Ważne, że działa – odpowiedziała również się uśmiechając.
Westchnąłem.
Teraz, przynajmniej wiem, że dziewczę może wykonywać techniki żywiołu wody. Dla mnie to nawet lepiej. Świetnie sobie z nimi radziłem, więc gdyby przyszło mi z brunetką walczyć nie byłoby aż tak źle.
- Czujesz to? – spytała nagle, wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.
- Hmm, co? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Znad morza. Ktoś tam jest.
- Krasnal? – Podsunąłem.
- Nie, to nie ona. Poznałabym jej czakrę.
W odpowiedzi pokiwałem głową, a po chwili zaproponowałem, że sprawdzę co się tam dzieje. Brunetka  przystała na tę propozycję, dodając przy tym, że sprawdzi las, w którym wcześniej rozmawiałem z Tobim i ferajną.  Jednak przemilczałem fakt, że tam byli. Tak było bezpieczniej, przynajmniej dla mnie.
Chwilę później byłem w drodze nad morze.
Gdy dotarłem na miejsce nie zauważyłem niczego dziwnego. Było cicho i spokojnie. Jednak ta cisza była niepokojąca.
Rozejrzałem się, przeszedłem wzdłuż plaży, jednak niczego nie znalazłem.
W pewnym momencie chwyciłem za rękojeść miecza, po czym gwałtownie odwróciłem się za siebie, jednocześnie ściągając z pleców broń tak, że mogłem poważnie kogoś zranić lub zabić, jeśli stał dostatecznie blisko. I faktycznie, napatoczył się jeden taki.
Ciało mężczyzny upadło na ziemię, a ja patrzyłem na stojące przede mną stado shinobi. Nie to, żebym się nie spodziewał takiej grupy, ale i tak trochę mnie zaskoczyli.
Westchnąwszy cicho, ruszyłem przed siebie. Jednym skokiem przebyłem dzielącą nas odległość, gdzie czekało na mnie ostrze czyjegoś miecza. Widząc to odsunąłem się jakimś cudem.
W sumie, nie wiem dlaczego. Normalnie pewnie bym ten miecz zignorował i się na niego nadział. Pewnie gdzieś w podświadomości nadal siedziało to, co widziałem w genjutsu Ryu.
Sparowałem parę ciosów, wyprowadziłem parę ataków. Nic nadzwyczajnego. Kilku ninja skopałem, pobiłem. O dziwo nie było ciężko.
Dopiero po jakimś czasie moi przeciwnicy stali się bardziej wymagający. Przynajmniej nie będzie nudno.
Jeden z napastników wykonał serię ataków, które odbijałem, a w tym samym czasie drugi rzucał w moim kierunku kunaie. Jedne z wybuchowymi notkami, inne bez.
Przyznam, że było to dosyć upierdliwe, ponieważ nie mogłem swobodnie się poruszać, a co za tym idzie, normalnie walczyć.
Nagle coś żółtego wytrąciło mi miecz z ręki. Wyskoczyłem  w górę, by wylądować kawałek z tyłu. Patrzyłem  przy tym ze zdziwieniem na pustą dłoń.
Chwilę później zobaczyłem stojącą kawałek dalej kaczkę, owe żółte coś, o wzroście Satsuki… A to całkiem sporo jak na takiego ptaka. Zwierzak trzymał w dziobie mój miecz, który ktoś zaraz od niego odebrał.
- Co to za kaczka…?
- Dla ciebie PAN KACZKA! – zawołało ptaszysko, a ja oberwałem w plecy z jakiejś techniki.
Odwróciłem się i zobaczyłem  za sobą kolejnego ninję.
Czy oni aby nie przeceniali swoich umiejętności? Jeszcze ta kaczka…
Szybko znalazłem się przy mężczyźnie, który przed chwilą mnie zaatakował. Podkosiłem go, a gdy upadał kopnąłem go w twarz, po czym złapałem za szmaty i rzuciłem nim w kierunku gościa z mieczem.
Następny był ten rzucający kunaiami. Tym razem korzystał i z shurikenów, których zręcznie unikałem. Przynajmniej w większości. Część przelatywała przeze mnie lądując potem na ziemi. Gdy do niego dotarłem uderzyłem go pięścią w twarz. Lewy sierpowy, potem prawy. Sam mój przeciwnik wyprowadzał kolejne ciosy, ale cóż. Jego pięści, czy nogi przenikały przez moje ciało. Następny ruch, który wykonałem miał zamarkować moje prawdziwe zamiary. Zamachnąłem się lewą ręką, a gdy mężczyzna się zasłonił uderzyłem prawą pięścią od dołu, prosto w szczękę. Włożyłem w to tyle siły, ile tylko byłem w stanie, więc koleś poleciał trochę do góry.
W tym samym momencie wokół mnie zaczęła latać cała gromada żółtych piór. Znacząco ograniczyły one widoczność i, o dziwo, raniły mnie.
- TERAZ PANOWIE! – Usłyszałem głos kaczki. Nie mogłem zobaczyć co się dzieje, ruchy też miałem ograniczone.
Czekałem na atak, który nie następował. Jedyne co się działo to to, że pióra dalej latały.
Szczerze? Trochę przerażała mnie ta sytuacja. Nic nie mogłem zrobić, żadnego ruchu, otworzyć oczu też nie. Nie wiedziałem co robić, nie wiedziałem co się dzieje.
W pewnym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że nic nie słyszę. Jakoś udało mi się przysłonić twarz, po czym otworzyłem oczy. Zaryzykowałem.
Zobaczyłem, że jestem uwięziony w jakiejś kuli z pierza, w której latały dzikie stada żółtych piór.
- Co to za technika? – zapytałem samego siebie.
Z wielkim trudem udało mi się dotrzeć do jednej ze ścian tej kuli. Wciąż zasłaniając twarz jedną ręką, zacząłem walić pięścią drugiej w pierz licząc na to, że uda mi się przebić, ale bez skutku. Było go tyle, że moja ręka tonęła gdzieś w środku.
- Cholera!
Nic nie mogłem zrobić, żeby się wydostać.
Nagle coś złapało mnie za koszulkę i wciągnęło w głąb ściany. Próbowałem z tym walczyć , i nawet dobrze mi sżło do momentu, gdy usłyszałem stado obelg skierowanych do mojej osoby. Wtedy się poddałem i pozwoliłem wyciągnąć z kuli, w której byłem uwięziony.
- Dzięki – wychrypiałem upadając na kolana.
- Satsuki, zajmij się nim. – Usłyszałem głos brunetki, która była wyraźnie zdenerwowana.
Iwakura bez słowa zaczęła mnie oglądać i sprawdzać, czy wszystko dobrze. Przemyła mi rany, opatrzyła.
Nie pozwalała mi patrzeć na to co się działo z Hirumi, ale nie słyszałem żadnych jej krzyków, płaczu czy czegokolwiek innego, więc byłem spokojny. Zamiast tego moich uszu dochodził dźwięk upadających na ziemię ciał.
Gdy już zostałem opatrzony, odwróciłem się za siebie, skąd od dłuższego czasu nic nie było słychać, co trochę mnie martwiło.
Brunetka stała wyprostowana z kataną w dłoni, patrząc na jakiegoś mężczyznę.
Ubrany był na czarno, a na to zarzucony był długi, czarny płaszcz, na nogach miał wysokie buty. Obok niego stała kaczka. Oboje wpatrywali się w Ryu.
W pewnym momencie mężczyzna zdjął z głowy kaptur, ukazując swoją łysinę, na którą zaczęły spadać krople deszczu. Wspaniale, jeszcze takiej pogody brakowało.
Uśmiechnął się do dziewczyny złowrogo.
- Pamiętasz mnie, panienko? – zapytał.
- Pratz. – Mówiąc to, brunetka zacisnęła palce mocniej na broni.
Nie wiem dlaczego, ani jak to możliwe, ale czułem, ze koleś był na o wiele wyższym poziomie niż Hirumi.



Oto Pan Kaczka

25 sierpnia 2015

Ogłoszenie

Totalnie nie mam weny na kolejny rozdział, przepraszam. Niby coś zaczęłam skrobać, gdy byłam na wakacjach, ale nie było tego wiele. Postaram się wstawić nowy rozdział przed końcem sierpnia, ale niczego nie obiecuję!
Przy okazji chciałabym poinformować, że w ciągu roku szkolnego nie będę jakoś systematycznie wrzucać kolejnych chapterów. Muszę się wziąć za naukę. Będę pisała, gdy będę miała trochę wolnego czasu, w weekendy, święta itp, a jak już uznam, że można skleić z tego rozdział, to będę wrzucała tutaj, na bloga :) Nie bijcie, proszę.
Inriss

7 sierpnia 2015

VI

Zostałem obudzony dzięki temu, że ktoś postanowił mną potrząsać. Nadal niefajnie, ale wciąż lepiej niż wylanie na mnie wiadra zimnej wody.
- Wstawaj – usłyszałem głos Satsuki.
Otworzyłem oczy, którym ukazała się twarz zirytowanej blondynki. Dawno nie widziałem czegoś tak okropnego. Ostatnio, krótko po wojnie, gdy Karin pomyliła mnie z Sasuke przez sen… Wzdrygnąłem się na wspomnienie tego wydarzenia.
- Co jest? – zapytałem podnosząc się na łokciach.
- Misja jest – odpowiedziała rzucając we mnie ciuchami. – Ubieraj się. Hirumi już pilnuje wioski. – Powiedziawszy to podeszła do swojego plecaka, w którym zaraz zaczęła grzebać.
Westchnąłem, po czym wstałem, w końcu nie miałem wyboru. Podniosłem ubrania, a następnie udałem się do łazienki, gdzie się umyłem i w końcu ubrałem.
Wyszedłszy z łazienki, skierowałem się do miejsca, w którym leżały moje rzeczy. Podniosłem oparty o ścianę miecz, po czym umocowałem go na plecach. Następnym co zrobiłem było wyciągnięcie z plecaka batonika. Zaraz jednak oberwałem w tył głowy.
- Za co to?! –zawołałem po części zdziwiony, a po części zły. Nie dość, że budzą w tak brutalny sposób, to jeszcze biją.
- Batonik zbyt wiele ci nie da. Może jest smaczny, ale nic poza tym. Zjedz to. – Mówiąc to, Iwakura podała mi jakieś pigułki.
Swoją drogą, śmiać mi się chciało, gdy stwierdziła, że batonik mi nie pomoże. Pewnie miała na myśli, że się nim nie najem, ale nie wiedziała jednego. Wędrowanie z Sasuke zmusiło mnie do tego, bym przyzwyczaił organizm do naprawdę małych dawek jedzenia, dzięki czemu nie chodziłem głodny.
Odebrałem od dziewczyny kuleczki, które zaraz zacząłem badać. Brązowe, pozbawione zapachu. Podejrzane…
- Pigułki żywnościowe. Sama je zrobiłam – powiedziała z dumą. – Może nie wyglądają, ale są pożywne, zdrowe i dają dużo więcej energii niż taki batonik. Hmm… - zamilkła na moment przyglądając mi się uważnie. – Tobie powinny wystarczyć dwie.
Kiwnąłem głową na znak zrozumienia, wziąłem lekarstwo. Na koniec, ubrawszy wcześniej buty, wyszedłem z chatki.
Wskoczyłem na dach budynku licząc na to, że ułatwi mi to znalezienie brunetki. Niestety, nie stało się tak. Budynek był jednym z najniższych w okolicy. Westchnąwszy zacząłem się kierować ku latarni morskiej stojącej na klifie. Ciekawe położenie ma ta wioska. Wspiąłem się na nią. Wzrokiem wodziłem po okolicy, którą bardzo dobrze było z tej wysokości widać. Starałem się odnaleźć przy tym Ryu, ale bez skutku.
- Czego tak szukasz? – Usłyszałem za sobą głos poszukiwanej przeze mnie osoby. Odwróciłem się do tyłu. Ujrzałem zwisającą z dachu dziewczynę. Mogła się chociaż pofatygować na tyle, by stanąć na balkoniku, jak ja, a nie stać na podbiciu zadaszenia.
Pociągnąłem za spięte w kitkę włosy Hirumi. Jęknęła cicho.
- Znalazłem.
Brunetka początkowo nie wiedziała o co mi chodziło. Dopiero po kilku sekundach jej twarz przybrała wyraz świadczący o zrozumieniu.
Gdy zeskoczyła na podłogę poklepałem ją z uśmiechem po głowie.
- Ciężko ogarniasz…
- Wcale nie! – zawołała urażona. A raczej taką udając. Nie wychodziło jej to jednak, ponieważ śmiała się z samej siebie.
Uśmiechnąłem się ponownie, zabierając przy tym rękę. Przyłapałem się na myśleniu o tym, że włosy Ryu są całkiem przyjemne w dotyku… I w ogóle są ładne.
- Więc… Szukałeś mnie?
- Ta. Kurdupel mnie obudził i truł coś, że już wyszłaś. – Mówiąc to usłyszałem jakieś jej jęczenie, żebym nie nazywał Iwakury kurduplem. Przepraszam bardzo, ale uważam, że trzeba nazywać rzeczy po imieniu.
- No wyszłam. – Potwierdziła moje słowa uśmiechając się przy tym. – I co w związku z tym?
- Chyba chciała mi zasugerować, że powinienem z tobą pilnować czy coś…
- A, no ok. To aktualnie siedzę tu – wskazała dach za swoimi plecami. – i obserwuję. Ty możesz iść tam. – Tym razem pokazała przeciwny koniec wioski, gdzie było jakieś pole. – Możesz też zostać tutaj. Wybór należy do ciebie, w każdym razie, któreś z nas musi tam być.
- To ja zostanę tutaj – powiedziałem wskakując na dach. Moje lenistwo znów ze mną wygrało.
Dziewczyna nic mi nie odpowiedziała. Od razu skierowała się we wskazane wcześniej miejsce.
Usiadłem sobie przy krawędzi, po czym zacząłem się przyglądać granicom wioski. Na szczęście nie była duża, mieszkańców najwięcej stu, przynajmniej tak wnioskowałem po jej wyglądzie.
Westchnąłem i postanowiłem skorzystać z tego, że jestem sam. Mogę w spokoju ogarnąć sytuację, w której aktualnie się znajdowałem.
Moje zadanie miało się dobrze. Prawdopodobnie zlokalizowałem cel Madary. Teraz wystarczyło się upewnić, czy ma te informacje, których potrzebował, wtedy będę mógł przejść do realizacji dalszej części planu, a w nieco dalszej przyszłości uwolnić się od nich.
W pewnym momencie zadałem sobie pytanie, czy nie lepiej będzie już teraz, najzwyczajniej w świecie, olać Tobiego i Takę. Jakby na to nie spojrzeć, więcej plusów płynie z odwrócenia się od nich. Mogę się wyspać, nie muszę się martwić o to, czy starczy mi jedzenia, a i z tą dwójką jest zabawniej niż z Sasuke. Gdyby Madara pytał jak mi idzie zawsze mogę powiedzieć, że nadal szukam…
Choć z drugiej strony, ile można? W końcu na pewno by się zorientowali, że kłamię.
Westchnąłem ciężko. Takie rozmyślania do niczego mnie nie doprowadzą, dlatego też postanowiłem powrócić do obserwacji otoczenia.
Nagle pośród krzaków rosnących nieopodal zauważyłem coś czerwonego. Pierwszym, co przyszło mi wtedy do głowy były włosy Karin.
Postanowiłem sprawdzić, czy moja myśl okaże się słuszną, dlatego zaraz znalazłem się w miejscu, w którym przed chwilą zobaczyłem niezidentyfikowany, czerwony obiekt. Będąc już na miejscu rozejrzałem się i stwierdziłem, że niczego, ani nikogo tu nie ma. Gdy się odwróciłem, by powrócić do wioski ktoś rzucił kamieniem, który przeze mnie przeleciał. Moja ukochana technika jednak mnie nie zawiedzie.
Spojrzałem za siebie. Stali tam, cała trójka – Sasuke, Juugo i Karin.Czyli jednak dobrze myślałem.
- Co wy tu robicie? Pogięło was?
- Znalazłeś już? – spytał Uchiha starannie ignorując moje pytania.
Westchnąłem.
- Mam pewne podejrzenia, ale muszę zyskać pewność, że są dobre. – Poinformowałem go o moich postępach sprawdzając, czy ktoś nie idzie. Poszedłem do lasu, który rósł kawałek dalej.
W pewnym momencie pośród drzew i krzewów dostrzegłem Madarę. Zdziwiło mnie, że osobiście się tutaj pofatygował. Pytanie, po co?
- Suigetsu, udało mi się ograniczyć środowisko, w którym powinieneś szukać, do klanu Ryu. Całkiem niedawno przypomniałem sobie, że oni się znają na takich rzeczach, jak demony, najlepiej – powiedział podchodząc bliżej.
- Do tego sam doszedłem – odpowiedziałem spokojnie.
- Ktoś się zbliża – poinformowała Karin.
- Z której strony? – Sasuke w końcu postanowił się odezwać. Dotychczas jedynie patrzył na mnie.
- Od wioski… Znowu tamta czakra.
- To zabierajcie się stąd – rozkazałem kierując się ponownie ku wieży.
- Przyjdź to wieczorem. – Głos Madary jasno wyrażał, że ten nie przewiduje innego scenariusza.
- Tak, tak – odpowiedziałem na odchodnym.
Wracając do osady trafiłem na Hirumi, którą wyczuła Karin.
- Widziałeś tam coś podejrzanego? – spytała patrząc zmartwiona.
- Tak mi się zdawało. Wracajmy – powiedziałem kładąc dłoń na jej plecach, po czym odwróciłem ją w kierunku wioski i szedłem powoli pchając ją delikatnie. Po jakimś czasie zabrałem rękę, a gdy wróciliśmy pod latarnie wszedłem sobie na szczyt.
Będę musiał wybrać się wieczorem do tego lasu, żeby z nimi porozmawiać. Tylko kurna o czym? Powiedziałem co mam do powiedzenia. Pilnują mnie, czy ki czort? A największą zagadką była obecność Madary.
Usiadłem i zacząłem patrzeć bez celu w morze.
- Ej, Suigetsu! Nie obijaj się!
Spojrzałem do tyłu, przechylając w tym kierunku głowę. Brunetka stała nade mną.
- Nie obijam.
- Wcale, wstawaj. Wiem, ze jest nudno i nic się dzieje, ale  musisz być gotowy do działania w każdej chwili!
Nie chciało mi się z nią kłócić, dlatego też wstałem.
Spojrzałem ponownie na dziewczynę, która wyglądała na zadowoloną z tego, że jej posłuchałem, lub że jesteśmy sami. To drugie mogłem śmiało stwierdzić, dzięki temu, w jaki sposób się zachowywała czy to w sklepie, czy przez następny tydzień. Nie widziała we mnie jedynie dawnego przyjaciela. Czuła coś do mnie, więc na pewno cieszyło ją, że jesteśmy tylko we dwoje. W sumie… Mogę to wykorzystać. W końcu nie będzie mi przeszkadzał Krasnal.
- Powiesz mi coś więcej, o tym jak było zanim Orochimaru mnie złapał? – spytałem, po czym napiłem się wody.
- Przecież i tak niczego sobie nie przypomnisz. Próbowaliśmy już. – Mówiąc to spojrzała na mnie zasmucona tym faktem.
Chwyciłem ją za rękę wywołując na jej twarzy delikatny rumieniec. Uśmiechnąłem się widząc to.
- Chcę zrozumieć parę rzeczy, więc proszę, powiedz mi.
- A co pamiętasz? Znaczy się, co sobie przypomniałeś?
- Byłem jedynym facetem w drużynie.
- To wszystko? – dopytała po chwili milczenia, a ja w odpowiedzi pokiwałem głową.
Westchnęła ciężko.
- Wybacz. – Uśmiechnąłem się przepraszająco. Dziewczyna kiwnęła głową zamyślona.
- Byliśmy w jednej klasie, potem drużynie. Ty, Satsuki i ja… No i nasz mistrz. Hmm… Z twoich opowieści i przechwałek pamiętam, że uczyłeś się szermierki pod okiem jednego z Mistrzów Miecza...
- To akurat pamiętam. Gorzej z osobą, która mnie uczyła. Jej nie kojarzę, no ale mniejsza. Może coś więcej o drużynie? – Mówiąc to spojrzałem jej w oczy, przez co zrobiła się jeszcze bardziej czerwona.
- Byliśmy w miarę zgranym zespołem, przynajmniej tak mi się wydaje… Nie wiem, co chcesz wiedzieć, więc nie mam pojęcia co ci mówić…
Zamilkłem na moment. O co ją pytać? Hmm… Może podziękować i zmienić temat? Albo brnąć w to dalej?
Pociągnąłem ja delikatnie za rękę, tak że teraz była całkiem blisko mnie.
- A… - urwałem, żeby brzmieć na bardziej zakłopotanego faktem, że nie pamiętam i muszę tyle pytać. – Co było między nami? Między tobą a mną? Widzę, że zależy ci na mnie w jakiś inny sposób niż, na przykład, na Satsuki. Nic nie pamiętam, a chcę wiedzieć, zrozumieć…
Słysząc moje pytanie dziewczyna uciekła wzrokiem gdzieś w bok, nadal się rumieniąc. Urocze.
- N..no my byliśmy... przyjaciółmi – odpowiedziała cicho. Znowu na mnie patrzyła.
Nachyliłem się trochę, tak jakbym chciał ją pocałować.
- Tylko przyjaciółmi? – dopytałem ciekaw jej reakcji.
Pokiwała głową ponownie odwracając wzrok.
Wyprostowałem się i puściłem jej rękę.
- No to git – powiedziałem zadowolony z wyników mojego eksperymentu. Przeszedłem przy tym na drugą stronę dachu, gdzie znów usiadłem, usłyszawszy wcześniej, że brunetka idzie sprawdzić co u Satsuki.
Dzięki temu ponownie byłem sam. Nawet lepiej, teraz będę mógł przemyśleć wszystko na spokojnie.
Po pierwsze, Hirumi. Już wcześniej to zauważyłem, ale po tym, co widziałem dosłownie chwile temu, jestem pewien, że dziewczyna jest mną, co najmniej, zauroczona, może nawet jest zakochana. To ułatwia mi zbliżenie się do niej, w końcu nie będzie sobie odmawiała czegoś, czego bardzo chce. Dzięki temu mogę zdobyć od niej kilka ciekawych informacji. Tylko, z której strony to ugryźć? 
Po drugie, Krasnal. Nie ufa mi, widać to. Szczerze mówiąc ona tego nawet nie ukrywa. Mogę się założyć, że będzie mi wszystko utrudniała.
Po trzecie, Sasuke i ferajna. Lepszego momentu na odwiedziny nie mogli sobie znaleźć? Oczy muszę mieć dookoła głowy, bo shinobi, którzy chcą zaatakować wioskę, bo koleżanki z drużyny, a ci, jak gdyby nigdy nic przychodzą sobie ze mną porozmawiać.
Westchnąłem ciężko, po raz kolejny zadając sobie pytanie, dlaczego nie zwiałem, gdy była ku temu okazja.
***
-Taki miałem zamiar… Jeśli to już wszystko, to chciałbym iść.
Wyruszyłem w drogę powrotną nie czekając nawet na pozwolenie.
Powoli szedłem do znajdującej się w wiosce kwatery, gdzie zapewne czekał na mnie opierdziel od Iwakury, że się szlajam nie wiadomo gdzie i po co. Jaka ta baba jest wkurzająca. Może nie tak bardzo jak Karin, ale jednak.
Idąc tak, myślałem, czy z Ryu jest już lepiej. Nieźle oberwała podczas walki. Choć nie rozumiałem jakim cudem to się stało, wydawało mi się że panuje nad sytuacją.
Gdy znalazłem się pod drzwiami domku,  w którym mieszkaliśmy westchnąłem cicho, po czym w podobny sposób wszedłem do środka.
Tu też pełno ciemnego drewna, na co nie zwróciłem rano uwagi.
Będąc w wewnątrz zdjąłem buty, przywitałem się z właścicielem i poszedłem do okupywanego przez naszą trójkę pokoju.
- I jak  z nią? – spytałem wchodząc do pomieszczenia. Usiadłszy przy futonie Hirumi zacząłem się jej przyglądać.
- Trochę lepiej. Udało mi się zatamować krwawienie.
Nadal nie wyglądała dobrze. Była blada, a jej zwykle rumiane policzki pozbawione koloru. Moją uwagę przykuł fakt, że spała z otwartymi ustami.
- Ona tak zawsze? – zapytałem patrząc na zabandażowane ramię brunetki.
- Ale co? – odpowiedziała pytaniem blondynka.
- No, że śpi z otwartymi ustami.
- Ta. Ale nie martw się, Hiru nie chrapie.
Pokiwałem głową nie odrywając wzroku od ramienia rannej dziewczyny.
- Nie martw się, wydobrzeje. – Mówiąc to, ku mojemu zdziwieniu, Satsuki poklepała mnie po plecach. – Gdyby nie ty, byłoby gorzej. – Uśmiechnęła się do mnie ciepło. Wow, to pierwszy raz odkąd wróciłem do wioski Mgły. – Dobra, daj jej odpocząć. Zjedz coś, ja idę się umyć.
Jak powiedziała tak zrobiła, a ja zostałem sam z Hirumi.
Zamknąłem oczy i zacząłem przypominać sobie co doprowadziło dziewczynę do takiego stanu…

31 lipca 2015

V

- Mam dla was misję – oznajmiła z uśmiechem Mizukage.
To dlatego zostałem tak brutalnie obudzony… pomyślałem, wracając wspomnieniami do dzisiejszego poranka.
Spałem sobie smacznie w wygodnym i cieplutkim łóżeczku, aż tu nagle wparowało dwóch osiłków. Niby nic, ale nie dość, że narobili strasznego hałasu, to jeszcze wylali na mnie wiadro zimnej wody.
Dobra, pal licho, że byłem mokry, zrobiło mi się zimno, a całe moje łóżko było mokre i teraz trzeba będzie suszyć nie tylko pościel, ale i materac. Nosz kur…
- Coś nie tak, Suigetsu? – spytała ruda, patrząc w moim kierunku ze złośliwym uśmieszkiem, wywołanym zapewne moją skwaszoną miną, z którą stałem tutaj odkąd tylko przyszedłem.
W odpowiedzi na pytanie kobiety posłałem jej spojrzenie pytające o to, czy żartuje sobie ze mnie.
- Ależ skąd. Wszystko w jak najlepszym porządku – dodałem z sarkazmem, a do moich uszu dobiegł przytłumiony śmiech stojących obok dziewcząt. Wow, takie śmieszne.
- Jaka misja? – spytała Satsuki.
- W zasadzie nic wielkiego. Macie pilnować wioski i jej mieszkańców przed rabusiami oraz ewentualnymi ninja do czasu, aż nie wróci zarządca.
Brałyście już udział w trudniejszych zadaniach i wiem, że sobie poradzicie. Gorzej sprawa się ma z Suigetsu. Jego schwytał Orochimaru nim zaczęłam was wysyłać na poważniejsze misje,  więc nie wiem jak będziecie sobie we trójkę radzić.
Nie chodzi tu o to, że wątpię w twoją siłę Suigetsu, więc możesz być spokojny. Po prostu chcę, żebyście zobaczyli co potraficie i czy jesteście w stanie się zgrać. Jeśli nie, to przydzielę Suigetsu do innej drużyny.
- Tak jest – odpowiedziały obie.
- Dobrze więc. Wioska, do której się udacie znajduje się tutaj. – Mówiąc to podeszła do wiszącej na ścianie mapy i wskazała na niej jakieś miejsce na wybrzeżu.
- I mamy tylko we trójkę ochraniać wioskę przed innymi shinobi? – spytałem patrząc na kobietę.
- Nie jest duża. W dodatku ogrodzona murem. Niewielkim, bo niewielkim, ale jednak murem. Wyruszycie wieczorem, więc macie czas żeby się przygotować.
- Rozumiem – powiedziała blondynka kiwając przy tym głową. – Dotarło? – spytała patrząc na mnie i Ryu.
Ten kurdupel jest kapitanem?
- Tak – odpowiedziała jej brunetka.
- Hirumi, prosiłabym, byś została ze mną na moment. Satsuki, Suigetsu, jesteście wolni.
Wraz z Iwakurą opuściłem pomieszczenie, a gdy zamknąłem za sobą drzwi dziewczyna powiedziała, że mamy zaczekać na Ryu.
Nie minęło dziesięć minut, a wyszła już z gabinetu z nietęgą miną. W momencie, w którym nas zauważyła wyraz jej twarzy się zmienił. Początkowo było to zdziwienie, jednak szybko zmieniło się ono w złość. Zmarszczyła brwi i spojrzała wściekle na blondynkę.
- Co tu robicie? – W jej głosie słychać było gniew. W sumie bezpodstawny, nic złego nie robiliśmy. Chyba że rozmawiała z Kage o czymś ważnym lub ściśle tajnym, czego nikt nie powinien usłyszeć.
- Czekaliśmy na ciebie – odpowiedziałem odsuwając się od ściany, o którą dotychczas się opierałem, po czym podszedłem do niej. – Spokojnie, nikt nic nie słyszał, jeśli tego się obawiasz – powiedziałem z uśmiechem.
- Mizukage nie pozwoliłaby na to, żeby ktokolwiek usłyszał waszą rozmowę, jeśli chodziło o coś ważnego.
Słowa Krasnala nieco ją uspokoiły. Westchnęła.
- Dobra, gdzie i o której się widzimy? – spytała patrząc na Satsuki.
- Pod północną bramą, o 19.
Brunetka pokiwała głową, a po tym jak się z nami pożegnała poszła do domu, tym samym zostawiając mnie sam na sam z blondynką.
- Też się szykuj – powiedziała zimnym głosem i udała się w kierunku wyjścia z budynku.
Jak mus to mus. Poszedłem spokojnie do domu, w którym znalazłem się piętnaście minut później.
Wszedłszy do mieszkania, udałem się do sypialni, skąd wytaszczyłem mokry materac, by zostawić go na balkonie do wyschnięcia. Po krótkiej walce z liną, tymże materacem i balustradą wróciłem do pokoju i zabrałem z niego mokrą pościel, która zawisła na zewnątrz, dotrzymując tym samym towarzystwa materacowi. Niech się bawią.
Gdy uporałem się z tym, poszedłem do kuchni celem zjedzenia śniadania, na które wcześniej nie miałem czasu. Jedząc płatki, myślałem o nadchodzącej misji.
Dla mnie to nie problem walczyć w pojedynkę, w grupie tym bardziej, ale w tym, co mówiła Mizukage było trochę prawdy. Nie znam umiejętności ani talentów tych dziewczyn.
Zakładając, że to Hirumi mam porwać, muszę dowiedzieć się o niej jak najwięcej, żeby niczym mnie nie zaskoczyła. Gorzej, jeśli okaże się, że jest dużo silniejsza ode mnie. Nawet jeśli kogoś innego muszę porwać mam problem. Trzeba zdobyć zaufanie Mizukage i tych dwóch, a Krasnal nie wygląda na przekonaną co do autentyczności całej tej historyjki. Szczerze mówiąc, nie dziwię jej się.
Westchnąwszy wstałem od stołu i zmyłem po sobie naczynia, a następnie poszedłem przygotować się do misji. Do plecaka spakowałem kilka kunaiów , jakieś ciuchy na zmianę oraz prowiant, o wiele lepszy od tego, co miałem podróżując z Sasuke.
Gdy nadszedł czas, wyszedłem z domu zamykając za sobą drzwi, po czym udałem się do umówionego wcześniej miejsca.
Dotarłem tam na długo przed czasem, co poskutkowało tym, że musiałem czekać na resztę dosyć długo. Pierwsza z dwójki dziewczyn, na które przyszło mi czekać, przyszła blondynka. Liczyłem na brunetkę, w ten sposób mógłbym spróbować ją podrywać, czy coś. Dochodząc do relacji wykraczającej poza ramy przyjaźni miałbym większe szanse na to, że wygada się na jakiś temat. W końcu która nie marzy o tym, żeby mieć faceta, któremu mogłaby o wszystkim mówić. O pracy, przyjaciołach, problemach i w ogóle.
- Długo będziemy czekać na Hirumi? – zapytałem zerkając na przybyłą Iwakurę.
- Raczej nie. Ona też stara się przychodzić przed czasem.
W odpowiedzi kiwnąłem głową.
Nie chciało mi się czekać, ale sam byłem sobie winny. W końcu, gdybym nie wyszedł tak wcześnie nie musiałbym tu tyle siedzieć. Westchnąłem ciężko. Trudno, stało się.
Chwilę później spojrzałem w kierunku jednej z ulic. Widziałem tam postać, która spokojnie szła w kierunku bramy. Jak się później okazało była to Ryu.
- Wszyscy gotowi? – spytała najniższa w towarzystwie osoba, po tym jak Hirumi wyjaśniła, że byłaby wcześniej, gdyby nie sprzeczka z bratem.
Razem z brunetką pokiwaliśmy głowami, dając blondynce znać, iż możemy wyruszać.
Po opuszczeniu wioski zacząłem się przyglądać moim towarzyszkom.
Ryu nie miała ze sobą wielkiego bagażu. Średniej wielkości plecak był wszystkim co niosła. Broni też specjalnie nie widziałem. Do prawego uda miała przyczepioną kaburę, w której znajdował się, uwaga, aż jeden kunai. Szał.
Pomyślałem, że pewnie jest medycznym ninją. Podobnie jak Satsuki, która nie kryła tego, że nie chce się do walk mieszać.
Stop.
Dwóch medycznych shinobi? I rozumiem, że ja mam walczyć sam?
- Ej, bo Satsuki przed chwilą mamrotała coś, że nie będzie walczyła. – Liczyłem na to, że dziewczyny domyślą się o co mi chodzi i nie będę musiał dopytywać.
- Satsuki to nasz medyk. Dałaby sobie w walce radę, ale wolimy jej nie narażać. Poradzimy sobie bez niej – powiedziała nie odwracając wzroku od trasy, którą podążaliśmy.
- A ty? – spytałem. – Też nie masz nie wiadomo jakiej broni.
Uśmiechnęła się tajemniczo.
- Mam jej więcej niż myślisz. Poza tym, przyganiał kocioł garnkowi. Sam masz jedynie miecz.
- Fakt, ale na mnie fizyczne ataki nie działają. Przypominam, że mogę zmienić swoje ciało w wodę, dzięki płynom w moim organizmie – wyjaśniłem jej działanie mojej techniki.
- Chyba wolę nie wiedzieć o jakie płyny chodzi. – Blondynka w końcu włączyła się do rozmowy. – Hirumi, Suigetsu zapewne chciał się dowiedzieć, czy ktoś poza nim będzie walczył.
O, zorientowała się o co mi chodziło.
- Wiem. Przecież mu powiedziałam, że damy sobie radę we dwójkę.
- Pewnie wolałby, żebyś mu wyjaśniła co potrafisz.
- No, w sumie to tak… - powiedziałem.
Po jakimś czasie dziewczyna obróciła w moim kierunku głowę i patrzyła na mnie z uśmiechem.
Była blada, a z jednego z oczu leciała jej krew. Zauważyłem, że z kącików ust również ciekła.
- Co ci… - nie dokończyłem pytania, gdyż moją uwagę przykuł tatuaż, który ,znikąd,  pojawił się na szyi brunetki, a chwilę później zaczął się wokół niej poruszać, by zaraz zeskoczyć na ziemię, także stał naprzeciw mnie. Tym skokiem złamał dziewczynie kark, pojęcia nie mam co to za dziwna technika, ale dobra jest. Tygrys, którego przedstawiał tatuaż, ruszył w moim kierunku. Chwyciłem rękojeść miecza, po czym zacząłem z tym stworem walczyć, a nie było to łatwe. Był szybki i zwinny. W pewnym momencie zerknąłem w kierunku zwłok Hirumi, która leżała na ziemi. Satsuki nigdzie nie widziałem. Jednak zaraz poczułem jak ktoś wbija kunaia w moją nogę. Heh, bezsen… Coś ciepłego zaczęło spływać po kończynie.
- Co do…?
Podkosiłem napastnika, którym okazała się blondynka, odepchnąłem tygrysa mieczem, a następnie odskoczyłem do tyłu i wyciągnąłem kunai z nogi. Przyłożyłem dłoń do krwawiącej rany. Nie mogłem uwierzyć w to, że ktokolwiek przełamał tę technikę. Jak?
- Niemożliwe… - Mój głos drżał.
- A jednak możliwe, Suigetsu. – Usłyszałem głos Orochimaru, wydobywający się z ciała brunetki. Spojrzałem w tamtym kierunku zdziwiony.
Stał tam. Był w jej ciele. Gdy zbliżył się do mnie o krok, ja cofnąłem się o dwa. Niestety zaraz poczułem za plecami jakąś małą osóbkę. Krasnal?  Złapała mnie za ręce i nie miała zamiaru puścić, a chwyt ten kojarzył mi się z Juugo.
Kurwa, co się dzieje?
Orochimaru postanowił wykorzystać sytuację. Zbliżał się do mnie.
- Nie skończyłem moich badań, Suigetsu.
- Proszę się nie martwić, Orochimaru-sama. Trzymam go, więc może się nim pan spokojnie zająć. – Usłyszałem za sobą głos blondynki. Więc jednak ona.
Zacząłem się mocno szarpać krzycząc przy tym.
- No chyba nie!
Gdy Orochimaru zbliżył się do mnie, zacząłem kopać na oślep, jednocześnie próbując zmienić się w wodę by móc uciec. Niestety, bezskutecznie, a ten szaleniec był coraz bliżej.
- Czas na zabawę, Suigetsu – powiedział, wyciągając w moim kierunku dłoń, której trzymał kunaia.
- Spadaj! – zawołałem wykopując z jego… jej… tego dłoni broń.
- Oj, nieładnie...- Mówiąc to wykonał kilka pieczęci, po czym wyciągnął z gardła ociekający śliną miecz. Fuj, jak zawsze obrzydliwy. Nie byłby sobą, gdyby czegoś takiego nie zrobił. – Sprawdźmy, czy technika twojego klanu będzie działać, gdy zmiażdżę twoją głowę! – Uniósł przy tym miecz ponad swoja głowę.
- Żegnaj, Suigetsu. – Przy uchu usłyszałem głos mojego nieżyjącego od lat brata.
Spojrzałem za siebie.
W miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stała Iwakura był teraz Mangetsu.
- B... Bracie… - wyszeptałem do niego.
Chwilę później zrobiło mi się ciemno przed oczami.
***
Obudziły mnie czyjeś głosy.
- Mimo wszystko uważam,  że przesadziłaś. – Ktoś tu chyba był zły. Wiedziałem nawet kto. – Przez ciebie mogło mu się coś stać. Masz szczęście, że wciąż stał na ziemi.
- Żyje, więc nie narzekaj. Poza tym, miałam wszystko pod kontrolą. – A ta była spokojna. Przynajmniej tak brzmiała. Po niej akurat nie spodziewałbym się takiego opanowania.
Przetarłem oczy i podniosłem się do góry.
Byłem w jakimś w miarę dużym pomieszczeniu, którego projektant chyba bardzo lubił ciemne drewno. Sufit, ściany, podłoga – wszystko było właśnie z niego. Panował tu półmrok, wywołany faktem, że jedna, wisząca nad wejściem lampka nie była w stanie wystarczająco dobrze oświetlić pomieszczenia.
Spojrzałem na dziewczyny. Tak jak podejrzewałem. Blondynka nie kryła swojego niezadowolenia, czy raczej złości, a brunetka była całkowicie opanowana. Nie licząc oczu. Jej spojrzenie, podobnie jak to Satsuki, ciskało piorunami.
- Gdzie jesteśmy? – spytałem wciąż patrząc na moje towarzyszki.
- W domu jednego z mieszkańców wioski – wyjaśniła blondynka.
- Jak się czujesz? – zapytała Ryu, klękając przy moim futonie.
- Bywało lepiej… Która godzina?
- Północ dochodzi. Rano zaczynamy pracę, więc powinieneś odpocząć.
Obie dziewczyny były zmartwione, ale Hirumi wydawała się martwić bardziej niż jej przyjaciółka.
Zamknąłem oczy, by przemyśleć to co się wydarzyło nim urwał mi się film. Po chwili ponownie otworzyłem oczy.
- Powiecie mi co się stało? – zapytałem, zupełnie ignorując fakt, że brunetka kazała mi odpoczywać. – Ostatnie co pamiętam to to, że za moim plecami pojawił się mój brat, a Orochimaru…
- Genjutsu. Nic takiego się nie wydarzyło. Powinieneś na to wpaść, choćby dlatego, że ze mną rozmawiasz.
Pokiwałem głową. W sumie miała rację.
- Chciałeś zobaczyć co potrafię…
- Ale przesadziła, dlatego straciłeś przytomność.
Przeniosłem wzrok na blondynkę, która wpatrywała się w Hirumi. Poczułem jej dłoń na czole. Uniosłem brew i powróciłem do niej spojrzeniem.
- Na szczęście nie masz już gorączki i przestałeś się pocić.
Te informacje bardzo mnie zdziwiły. Aż tak źle ze mną?
- Nigdy wcześniej nie reagowałem tak na genjutsu – poinformowałem dziewczyny, które nie wyglądały na zdziwione tym faktem.
- Wielu ludzi tak reaguje na tę technikę.
- Jak ona działa? – spytałem patrząc na Hirumi.
- Hmm… W pewnym sensie jest podobna do Tsukuyomi Itachiego. Różnica polega na tym, że nie tworzę wymiaru, do którego przenosi się umysł ofiary. Plus po tej technice nie leżysz nieprzytomny kilka dni, a kilka godzin.
Wykorzystuję to, czego się boisz, co sprawia ci ból i tak dalej, żeby zmęczyć przeciwnika psychicznie. Osłabiony umysł powoduje osłabienie ciała. W twoim wypadku było tak samo. Orochimaru, Mangetsu, Satsuki… Orochimaru się boisz, a raczej tego co ci robił, Mangetsu to twój brat, więc pewnie za nim tęsknisz i boli cię fakt, że nie żyje, a Satsuki nie lubisz. Wszystko odpowiednio wykorzystane dało takie, a nie inne skutki. – Przerwała by dać mi czas na przyswojenie informacji. Po chwili wróciła do swoich wyjaśnień. – Podsumowując, zadaniem tej techniki jest doprowadzić do osłabienie przeciwnika na płaszczyźnie psychicznej, a co za tym idzie – fizycznej.
Kiwnąłem głową.
Jeśli ona zna takie genjutsu może stanowić dla mnie zagrożenie, jeżeli będę musiał ją porwać. Zwłaszcza, że wie jak zareagowałem na tę technikę. Martwił mnie ten fakt.
- Coś nie tak? – zapytała blondynka patrząc na mnie podejrzliwie. Nie ufa mi, mogę się założyć.
- Nie. Po prostu wolałbym uniknąć ponownego spotkania z tą techniką… - przyznałem zgodnie z prawdą. Spojrzałem znów na Ryu. – Mam nadzieję, że nie sięgasz po nią, gdy tylko ktoś zaczyna cię denerwować.
Uśmiechnęła się do mnie łagodnie.
- Nie martw się. Nie widzę potrzeby stosowania na tobie tej techniki kolejny raz. – Mówiąc to wyciągnęła skądś kulkę ryżową, którą zaraz mi podała. – Zjedz to i idź spać. Musisz odpocząć.
Odebrałem od niej przekąskę i posłusznie zjadłem.
Takie coś to ja rozumiem. Baba skacząca wokół mnie, jedzenie, spanie… Wygodne takie życie.
- Dzięki – powiedziałem, gdy zjadłem.
Kiwnęła głową.
- A teraz śpij – odpowiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Co z wami? – spytałem kładąc się na prawym boku.
- Też zaraz idziemy spać. Śpij. – Zamiast pełnego troski głosu Hirumi usłyszałem Krasnala, no bywa.
Zamknąłem oczy i ziewnąłem. Z zaśnięciem nie miałem większego problemu. Było mi ciepło, byłem najedzony i zmęczony.

Od autorki:
Dobrnęłam do piątego chaptera, jestem z siebie dumna :D Czekam na Waszą opinię i komentarze :D 

Suigetsu na widok wystroju xd

23 lipca 2015

IV

Kilka dni później byłem w wiosce bez Taki. Nareszcie trochę spokoju.
Władze wioski przyznały mi jakieś małe mieszkanie bliżej biura Mizukage. W ten oto sposób opuściłem dom, w którym spędziłem z Uchihą i resztą ostatnie kilka dni.
Teraz powinienem się skupić na znalezieniu shinobi, którego chciał Madara, ale złapałem lenia i nie chciało mi się tego robić. Mam lepsze rzeczy do roboty. Na przykład spanie, jedzenie, znowu spanie, albo patrzenie przez okno, co aktualnie robiłem.
Ludzie szli ulicami Kirigakure zatrzymując się co jakiś czas, by porozmawiać, czy popatrzeć na towary powystawiane w sklepowych witrynach. Pośród tych wszystkich ludzi widziałem rodziny z dziećmi, pary, starców i ninja. Bardzo wielu ninja.
Westchnąłem zrezygnowany, a następnie odszedłem od okna drapiąc się w głowę.
I ja mam tu szukać nie wiem nawet kogo…
Poszedłem do kuchni, otworzyłem lodówkę celem wyciągnięcia z niej czegoś, co mógłbym zjeść, ale niestety niczego nie znalazłem. Jakże wielkie było moje rozczarowanie, gdy odkryłem ten fakt. No, ale cóż. Mówi się trudno i żyje się dalej, choć w tym wypadku odpowiedniejsze byłoby „mówi się trudno i idzie się na zakupy”.
Ponieważ lodówka była pusta pospiesznie udałem się na korytarz, gdzie założyłem buty, po czym wyszedłem, a następnie zamknąłem drzwi na klucz.
Będąc w sklepie zgarniałem z półek  niemal wszystko. Ciasteczka, ryż, ryby, woda, batoniki i tak dalej. Po trzech latach włóczenia się z Sasuke w końcu miałem okazję zjeść coś normalnego, z czego miałem zamiar korzystać tak długo, jak tylko będzie to możliwe.
Gdy przechodziłem przez kolejna alejkę wypełnioną słodyczami zatrzymałem się przed półką, na której wystawili cukierki. Wziąłem do ręki pudełko, w którym była ich cała masa i zacząłem czytać jakie rodzaje tam znajdę.
Sprawdzając to nagle poczułem tamtą czakrę. Czułem ją już gdy Karin o niej wspomniała, jednak nie tak wyraźnie jak teraz. I faktycznie przypominało czakrę jakiegoś potwora.
Rozejrzałem się po alejce, w której stałem. Oprócz mnie były w niej jakieś dwie dziewczyny, mniej więcej w moim wieku. W pewnym momencie jedna z nich zrobiła wielkie oczy i szturchnęła drugą. Ta odwróciła się we wskazanym przez pierwszą kierunku, czyli w moją stronę. Stała tak gapiąc się na mnie, a jej oczy zeszkliły się.
- Suigetsu! – zawołała, a nim się zorientowałem wisiała mi na szyi szlochając przy tym. Po chwili mnie puściła pociągając przy tym nosem. Prócz tego wycierała łzy rękawem swetra.
Korzystając z okazji przyjrzałem się jej. Była to szczupła, niewiele niższa ode mnie brunetka o brązowych, wręcz czekoladowych oczach.
Nie kojarzyłem jej, a takie zachowanie niespecjalnie mi pomagało. Jedyne co na jego podstawie wywnioskowałem to, to że musiała mnie znać oraz że byłem dla niej ważny w jakiś sposób. Nikt normalny nie zareagowałby tak na widok zwykłego znajomego.
- Znamy się? – spytałem chcąc się upewnić, czy dobrze myślę. Odsunąłem ją przy tym od siebie kawałek.
Raczej tak, i rzeczywiście musiałem być dla niej ważny, ponieważ usłyszawszy moje pytanie rozpłakała się jeszcze bardziej niż przed chwilą.
- Nie pamiętasz mnie? – spytała nie kryjąc smutku.
W tym samym czasie jej koleżanka zdążyła podejść i spojrzeć na mnie groźnie. Widząc to nie wiedziałem, czy mam się śmiać czy faktycznie bać. Naprawdę niska blondyneczka patrzyła na mnie tak, jakby miała mnie zaraz zabić.
- Ale jesteś beznadziejny, Suigetsu. Rozumiem, że cię nie było tyle lat i w ogóle, ale aż tak się nie zmieniłyśmy, żebyś nie mógł nas rozpoznać. – W jej głosie słychać było gniew. Czyli tak, znałem je obie i byłem dla nich, a przynajmniej dla brunetki, ważny. Pomoże mi to w szybkim ogarnięciu wioski, i być może odnalezieniu mojego celu.
- Suigetsu… - Wyższa chwyciła mnie za rękę. – Nie żartuj sobie..
Westchnąłem.
- Naprawdę was nie pamiętam – powiedziałem spokojnie. – Gdy Orochimaru mnie porwał straciłem pamięć, więc wybaczcie.- Spojrzałem na trzymającą mnie dziewczynę. – Puść mnie – poprosiłem, a ta posłusznie to zrobiła.
W sumie, to wypadałoby zapytać o imiona, ale nim zdążyłem to zrobić spytała od jak dawna jestem w wiosce.
- Od kilku dni – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
Nagle na jej twarzy pojawiła się złość. Ciekaw byłem co ją spowodowało, ale nie dane mi było się tego dowiedzieć.
Gdzieś w środku czułem, że obie te dziewczyny coś dla mnie znaczą, więc starałem się je sobie jakoś przypomnieć. Bez skutku jednak. Nie jestem w stanie nic zrobić.
W pewnym momencie poczułem, że ktoś szarpie mnie za rękaw. Zobaczyłem, ze robiła to brunetka. Jaka upierdliwa…
- Co jest? – zapytałem chwytając ją za nadgarstek, po czym pociągnąłem ją tak, że puściła ubranie.
- Gdzie ty teraz mieszkasz?
- Przy głównej ulicy – poinformowałem ją zastanawiając się po co jej ta informacja. Chciała przyjść na szybki numerek, czy co? Nie to, żebym miał coś przeciwko, była ładna i w ogóle, ale aktualnie nie miałem ani czasu, ani ochoty na coś takiego.
Nagle wpadłem na genialny plan. Wykorzystam ją do znalezienia mojego celu. Wcześniej planowałem wykorzystać obie, ale blondynka, nie wydaję się być szczególnie do mnie przywiązana, więc nie zrobiłaby dla mnie tyle, co ta tutaj.
Uśmiechnąłem się.
- Jak już wam mówiłem, nie pamiętam was, więc może powiecie jak się nazywacie? Będę wdzięczny. – Mówiąc to podrapałem się w tył głowy chcąc udać, że jest mi głupio. Tak szczerze to nie musiałem udawać, faktycznie było mi głupio…
- Hirumi Ryu – przedstawiła się brunetka.
Ryu? Kojarzyłem to nazwisko, gdzieś tam kiedyś ktoś na kogoś narzekał… Po dłuższym zastanowieniu zacząłem sobie przypominać.
Ryu trzymali się z dala od ludzi, a ludzie trzymali się z dala od nich. Strasznie pyszni, zbyt pewni siebie i swoich technik. Ród z tradycjami, surowymi zasadami. Ale to, z czym przede wszystkim byli kojarzeni to ich godło, czyli smok oraz obsesja na punkcie tych gadów. Podobno mieli też całkiem szeroką autonomię, bo wioska nie mieszała się w to co działo się w ich domach. Podobno w zamian za to, że użyczają jej swych ludzi.
Patrząc na Hirumi stwierdziłem, że nie pasuje mi do tego opisu. Cóż, zawsze znajdzie się wyjątek potwierdzający regułę.
Chwilę później przypomniałem sobie jeszcze kilka rzeczy.
Po pierwsze, ją i Krasnala. Chodziłem z nimi do klasy, a później wylądowaliśmy w jednej drużynie. Za blondynką, która nazywała się Satsuki Iwakura, nie przepadałem, ona za mną z resztą też, ale to głównie przez to, że dokuczałem jej przez jej wzrost. Hirumi z kolei traktowała mnie jak brata, co tłumaczy jej zachowanie sprzed paru chwil.
Po drugie, klan Ryu i jego wiedza na temat przeróżnych demonów, w tym bijuu.
Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że to pewnie kogoś od nich muszę porwać.
- Suigetsu?
Obie dziewczyny patrzyły na mnie zmartwione. Chyba przez dłuższy czas się nie odzywałem.
- Satsuki, prawda Krasnalu? – spytałem ze złośliwym uśmiechem. Nie znosiła tego przezwiska. Nadałem je jej jeszcze, gdy byliśmy uczniami akademii.
- Przypomniałeś sobie? – zapytała brunetka z nadzieją.
- No raczej, że tak – odpowiedziała za mnie blondyneczka. – Gdyby tak nie było nie nazwałby mnie Krasnalem.
Ponownie poczułem, jak wyższa z dziewczyn na mnie wisi. Poklepałem ją po plecach.
- Dobra, dobra. Uspokój się i puść mnie.
Posłusznie wykonała prośbę, a ja zabrałem od niej ręce.
- Chcę dokończyć zakupy, więc  wybaczcie. Żegnam. – Przy ostatnim słowie ruszyłem pędem dalej pozostawiając tamte dwie same sobie.
Hirumi jest z Ryu, więc tym bardziej muszę wykorzystać to, że tak bardzo jej na mnie zależy i zbliżyć się do niej na tyle, by móc wyciągać z niej różne informacje. W dodatku ta chakra, wyraźnie czułem ją od niej.
W tej sytuacji słowa Juugo mogły okazać się czymś jak najbardziej realnym.
Myśląc co dalej dotarłem do alejki z kosmetykami, gdzie z pułki zgarnąłem szampon i żel pod prysznic. Stanąłem przy jednym z regałów i przejechałem dłonią po brodzie. Gładka jak pupcia niemowlaka, czyli nie muszę się golić. W związku z tym poszedłem dalej.
Dotarłszy do kas wyłożyłem na taśmę towar, a chwile później kasjerka poinformowała mnie ile muszę zapłacić. Podalem jej pieniądze, spakowałem zakupy i odebrałem resztę. Teraz do domu.
* * *
Rozkładając jedzenie w szafkach myślałem o dziewczynach spotkanych w sklepie.
Byłem jedynym facetem w dawnej drużynie. Nawet nasz nauczyciel był kobietą. Kiedyś nie przeszkadzał mi ten fakt, ale teraz jakoś tak za bardzo przyzwyczaiłem się, że mężczyzn było więcej.
Na moment przerwałem układanie zakupów i spojrzałem na dłoń, za którą Ryu chwyciła mnie w sklepie. Wtedy nie zwróciłem na to uwagi, ale skóra na jej lewej dłoni nie była tak przyjemna w dotyku i gładka jak ta prawa. Ciekaw byłem dlaczego.
Pokręciłem głową. Nie czas na takie rozmyślania. Muszę się do niej zbliżyć i zdobyć informacje. Przede wszystkim misja, a potem dam sobie spokój z Sasuke i resztą.
Dokończyłem układanie zakupów, po czym wziąłem paczkę chipsów i usiadłem na kanapie. Zjem sobie i pójdę spać. Taki mam plan na resztę dnia.




Dobrnęłam do czwartego rozdziału! :) Już pojawiły się moje OC i jestem ciekawa co sądzicie :D